czwartek, 6 stycznia 2011

Kto ma w głowie olej, ten idzie na kolej???

Po raz kolejny słyszę narzekania polityków. Tym razem chodzi o kolej. Politykom raczej się nie dziwię. Żyją w odrębnym świecie za szybą telewizora i ich kontakt z rzeczywistością może być żaden. Dziwię się, że wśród dziennikarzy nie znajduje się nikt zbliżony do rzeczywistości i potrafiący samodzielnie myśleć i wyciągać wnioski. 

Po kolei o kolei. 
Od powstania nowej Polski, kolej walczy o przeżycie. Jest niesamowicie zadłużona i grozi jej prawie każdego dnia katastrofa całkowita. Np. wyłączenie prądu lub odmowa dostaw paliw. Jednocześnie maleje ruch pasażerski i towarowy. Tendencja jest trwała od kilkunastu lat i żadna grupa polityków nic nie zrobiła dla uzdrowienia tej sytuacji. Raczej wprost przeciwnie. Każdy patrzy jak kolej tonie wykonując coraz gorsze ruchy. Zarządy kolejowe się utrzymują za milczenie i brak strajków. 

Wykonywane są samobójcze działania. Tylko, żeby odsunąć o parę miesięcy katastrofę. Sprzedawane były np nowoczesne wagony towarowe za granicę (bo tylko na takie byli kupcy), co skutkowało ograniczeniem bardzo zyskownej działalności w Polsce. Dla zaspokojenia polityków, trwał ciągły transfer pieniędzy z przewozów towarowych do pasażerskich. Towary miały absurdalnie wysokie zyski. Rzędu 50%. Było to efektem równie absurdalnych cen. Musiały być takie wysokie, aby pokrywać straty przewozów pasażerskich i spokój związkowców. Ale take wysokie ceny doprowadziły do coraz większego ograniczania transportu towarowego przez PKP. Do Gdańska opłacało się wozić węgiel samochodami a transport kilka tysięcy kilometrów z Syberii, był tańszy niż kilkaset po Polsce.  Zarżnięto kurę, która utrzymywała tą rodzinę.
Jednocześnie rozwinął się transport samochodowy. Oprócz sieci połączeń autobusowych, każda rodzina posiada samochód. O ile w większych miastach samochód często utrudnia życie, to pomiędzy miastami podróżuje się własnym samochodem. To bardzo ograniczyło codzienne zapotrzebowanie na międzymiastowe przewozy pasażerskie i dochody z tego tytułu.
A koszty stałe rosły. Głównie w wyniku radosnej twórczości naszych posłów i konieczności pokrycia coraz to nowych pomysłów polityków.

No i nadeszła zima. Nieczęste zjawisko w ostatnich 20 latach. Na drogach z dnia na dzień stało się mało przejezdnie i mocno ryzykownie. Ci co normalnie pojechali by na święta albo do pracy samochodem, postanowili wsiąść do pociągu byle jakiego...
Do tego bałagan narastający w wyniku oszczędności, doprowadził do załamania corocznego rytuału zmiany rozkładu. Co roku o tej samej porze. Ale w tym roku spróbowano wyeliminować tych co nie płacą. Czyli nie wiadomo było które pociągi zostaną.

I zawaliło się...  Nie tylko w Polsce, bo przecież prawie wszędzie.

Oczywiście winni są zarządzający koleją za udawanie, że od mieszania herbata robi się słodsza. Winni są politycy za nie dostrzeganie konwulsji kolei. 
Ale tak samo winni są politycy wszelkich opcji. Bo wszelkie opcje nic nie robiły i miały klapki na oczach.

A zdziwienie, że nie wykorzystują pieniędzy unijnych jest po prostu śmieszne. Żeby je wykorzystać, trzeba mieć wkład własny i zdolność kredytową. A ani jednego, ani drugiego nie było od 20 lat. Zresztą trzeba pamiętać, że darowane zawsze jest dużo droższe niż kupowane za własne pieniądze. Trzeba zatrudnić konsultantów (tych którzy wymyślili absurdalne procedury), przeprowadzić te kosztowne procedury i postawić zbędne wymagania, które podnoszą znacznie cenę. No i kupuje się według ceny, a wiadomo, że tanie mięso psy jedzą..
Potrzebne są też gwarancje. Nawet jeżeli firma na krawędzi bankructwa je uzyska, to będą one bardzo kosztowne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz